Madonna wie, że nic nie robi na zmarchy jak okłady z młodego ciała. Jesus Luz zamiast Botoxu!
Jesus Luz to wbrew pozorom nie jest nazwa akcji promocyjnej

mającej na celu ocieplenie wizerunku kościoła katolickiego na święta. Jeżeli
Jesus Luz coś ociepla to tylko lodowate serce (krocze?) Madonny.
Madonna pojechała do Brazylii prztykać fotoski do trendy magazynu „W”. W sesji towarzyszył jej młody brazylijski buhaj Jesus Luz.
Madonna, której rzekomo Jesus wpadł w oko zaprosiła go, żeby dołączył do jej trasy koncertowej w Sao Paolo. Na miejscu Jesusa nie cieszyłabym się za bardzo. Zapewne, gdy zasypia w stalowych ramionach Madonny ta upija mu krew albo wyciska z niego inne soki młodości.
Madonna kojarzy mi się obecnie głównie z umięśnionym kroczem, stadem potomstwa z importu w stylu United Colors of Benetton, rozwodem i zadawaniem się z wieśniakiem A-rodem. Jesus Luz to powiew młodego i jurnego powietrza. Aby uczcić fakt pojawienia się go w życiu Madonny proponuję przez świąteczny tydzień zamiast ‘spoko’ mówić Jesus Luz.
XOXODR DEMBOL
23 grudnia 2008 08:47
jesus luz to najlepsze co nas spotkalo w swieta.
ranga przewyzsza nawet crazy frog spiewajaca (-ego):
last christmas i gave you my heart DING DING and the very next day you gave it away DING DING