27 sie 2009

Koncert Madonny w Warszawie  

Matka Boska, Madonna, Michael Jackson i ja.



Raz na jakiś czas do Polski przyjeżdża gwiazda z prawdziwego zdarzenia. Nie papież, nie Modern Talking, nie Matka Bono od Afryki, tylko prawdziwa, wyjebana gwiazda. Ostatni raz było to 100 lat temu, jak przyjechał Michael Jackson (RIP). Celebrudowe przeżycia związane z Królem Popu były różne. Dr Alex pochodząca z wyżyn społecznych podjechała Maybachem na koncert, gdzie z trybun Vip rzucała w tłuszczę kawiorem.

Ja, on the other hand, na moim popegeerowskim polu pieliłam sadzonki kartoflowe, a gdy wzniosłam oczęta ku niebu, zaniepokojona podejrzanym warkotem, zobaczyłam biały i piękny helikopter, a w tym helikopterze był równie biały i piękny Michael Jackson. Uśmiechał się do mnie ciepło. Do dzisiaj się zastanawiam, co by było gdyby Neverland stanęło na moim popegeerowskim polu? Czy urodziłabym jego piękne i białe dzieci? W końcu z Debbie Rowe mamy podobny styl.

Ale nie piszmy za dużo o nieboszczykach, to w końcu lajtowy blogas satyryczny. Ten przydługi wstęp prowadzi nas do esencji tej notki i esencji popkultury czyli do cudu jakim jest MADONNA.

Ja i DR Alex wsparte przez stażystę Mr Melasy i liczną ekipę hot pimpsów i biaczy udaliśmy się uczcić święto maryjne jak przystoi na bezbożne nastolaty wychowane na MTV i piwie z Biedronki - na koncercie Madonny!

Jako, że chujowo mało klikacie w reklamki (wink wink) musiałyśmy zadowolić się tanimi biletami. Z drugiej strony nazwa 'golden ring' (strefa pod sceną za grube $$$) brzmi jak coś co zakładają na członka w klubach gejowskich. Takie preludium do glory hole.

DJ set Paula Oekenfolda zwanego w pewnych kręgach (w kręgach umysłu dr Alex) Rozenfeldem był chyba chujowy. Nie wiemy, bo nikt z naszej ekipki nawet nie zauważył, że takowy ma miejsce. Być może związane jest to z faktem, że każdy był po pół litra i dwóch kreskach. A może było chujowe nagłośnienie? - dorzuca nieśmiało stażystka LC.

Madonna miała trochę poślizgu, zapewne była na mszy na Jasnej Górze i uciekł jej PKS. Koncert był oczywiście zajebisty. Queen Vadge czule muskała muskułem gitarę, wygibywała się jak nastolata, śpiewała czasami nawet na żywo i bez fałszu oraz gniotła kroczem gwoździe.* Poleciały hot hiciory jak La Isla Bonita, Like a Prayer czy 4 minutes. Było kolorowo i popowo.

Jedyne na co mogę narzekać oprócz ciepłej wódki, recesji i faktu, że już nie ma malinowej Hubby Bubby to to, że publiczność w sektorze dla biedoty za bardzo się nie bawiła. Wszyscy obok nas przymulali. Może tego wieczora nie przemierzyli białej drogi jak my?

Poza tym DR Alex parę razy dostała prawie wpierdol za zbyt seksowny i zamaszysty taniec. Rozdzielać bójki na noże musiałam ja - własnym ryjem. Nikt nie kupił ściemy, że upadłam na sekator.

Po koncercie, kiedy wszyscy tłoczyli się do metra Wow-żesz-masz-wszy-jeż, Madonna zaprosiła nas do swojej limuzyny i podziękowała nam za pierwszą w Polskim Internecie notkę o Jesusie Luz. Później grałyśmy z Maddie (jesteśmy na ty) w łapki, a przed odjazdem wspólnie adoptowałyśmy polskie dziecko z podlaskiego.*

*Niektóre sytuacje opisane w notce zdążyły się tylko w moim umyśle po wąchaniu Budaprenu.

XOXO
DR DEMBOL

What next?

You can also bookmark this post using your favorite bookmarking service:

Related Posts by Categories



14 komentarze: to “ Koncert Madonny w Warszawie